Moja mała walka o środowisko i festiwal w Hamar

Przyszło lato. No, wreszcie, chciałoby się powiedzieć. Tym razem jednak to lato jest bardziej norweskie niż rok temu, gdy zdarzało się, że w Oslo było goręcej niż w Madrycie. To zatrważająca oznaka zmieniającego się klimatu, niestety. Od lat można zaobserwować wzrost temperatury w Norwegii. To właśnie w takich krajach o ekstremalnym klimacie te zmiany widać najbardziej. W zimie zamiast -35 stopni, mam -15, a w lecie zamiast 18, jest 25 lub 28. To oczywiście przyjemniejsze temperatury, ale mnie niepokoją, bo mam świadomość, że wraz z ocieplaniem się klimatu w naturze dochodzi do gwałtownych, wręcz dramatycznych zmian. Zdecydowanie wolałabym te -35 i pewność, że migracje ryb zachowują swój stały rytm, a żywiące się nimi ptaki, foki czy niedźwiedzie polarne nie umierają z głodu. Od lat prowadzimy segregację odpadków, a od kilku jeszcze bardziej restrykcyjną niż jest to w norweskim standardzie. Od dłuższego czasu używam na zakupy toreb wielokrotnego użytku, a w zeszłym roku udało mi się dopaść przeźroczyste siateczki na warzywa i owoce, więc zużycie plastiku ograniczyłam jeszcze bardziej. Dzięki takiemu rozwiązaniu nagle zniknęły z mojego domu hałdy jednorazowych reklamówek, z którymi już nie wiadomo było, co robić. Jupi! O tyle mniej plastiku trafi do natury. To takie moje małe zwycięstwo 🙂 Niestety, wciąż niemożliwe jest w mojej okolicy kupowanie wielu produktów bez niepotrzebnych plastikowych opakowań 🙁 Mam nadzieję, że niedługo i to ulegnie zmianie.

W związku z nadejściem lata przyszła też pora na rozpoczęcie sezonu wikińskiego. Tradycyjnie rozpoczęliśmy go od festiwalu średniowiecznego w pobliskim Hamar. W sobotę była przepiękna pogoda – słońce i wysoka temperatura, a mnie rozpierał optymizm i chęć do działania. Niestety, niedziela była pochmurna i deszczowa, a mój kręgosłup rechotał szyderczo, domagając się wciąż nowych dawek środków przeciwbólowych. Czyli, było jak zwykle :/ Wraz z koleżanką, która jest poważnie chora i dla niej także takie wyjazdy pod wikiński namiot niosą ze sobą bolesne doznania, zastanawiałyśmy się, dlaczego my to w ogóle robimy. Po co nam to? Obydwie też byłyśmy zgodne, że na następny festiwal i tak pojedziemy 🙂

Poniżej wrzucam kilka fotek z Hamar. Jeżeli chcielibyście zobaczyć więcej takich zdjęć, to zapraszam na Facebooka na stronę House of Dragons.

Nasza łódka, Mjøsen Lange.
Obozowisko o poranku (większość jeszcze śpi).
Tańce, hulanki, swawola w obozie wikińskim 🙂
Pogaduchy przy kupowaniu łuku
Łódka nocą
Cudowne konie ze swoimi jeźdźcami w części późnośredniowiecznej. Wszyscy jeźdźcy w konkurencjach myśliwskich (zręcznościowych), to kobiety. Między innymi rzucały włócznią czy cięły mieczem i były w tym świetne.
Połowa z ciężko opancerzonych rycerzy, to też były kobiety (niech się męski szowinizm schowa do mysiej nory 🙂 ).

Pozdrawiam was serdecznie i do następnego razu!

Logo i trudny temat

Ostatnie kilka miesięcy było dla mnie dosyć wyczerpujące – wyloty na kurs przeplatane z sesjami fotograficznymi, a do tego ciągła walka z powracającą depresją. Tak, przyznaję, od kilku lat mam problem z depresją i chociaż zazwyczaj udaje mi się zaobserwować symptomy nadchodzącego spadku formy, to cały czas muszę się mieć na baczności. To tak, jak z pływaniem – musisz ciągle machać rękami, żeby nie pójść na dno. Na szczęście, najgorszy okres już chyba za mną 🙂

Kochani, zakładam własną jednoosobową firmę i mam tak zwanego „pietra”. Co prawda, założenie takiej firmy w Norwegii, to ponoć banalnie proste, ale ja odkładam tę chwilę najdłużej, jak tylko się da. Niemniej w przyszłym tygodniu chyba się zdecyduję dokonać formalności. Trzymajcie kciuki.

Moja firma nazywa się KoshMara Photography (mało oryginalnie, co? 🙂 ). W ramach wsparcia moralnego mój przyjaciel (z którym znamy się niemal 20 lat) zaprojektował specjalnie dla mnie logo. Oto ono:

Wersja zielona – wąż/smok Uroboros wkomponowujący się w migawkę
I wersja czarna

Dziękuję za logo, R. 🙂 Wygląda na to, że przyszła pora iść na swoje 🙂

A teraz o czymś zupełnie innym. Niedawno czytałam raport, że w Norwegii, która plasuje się niemal zawsze w ścisłej czołówce krajów, w których żyje się najlepiej, paradoksalnie więcej jest osób umierających śmiercią samobójczą, niż tych, które giną w wypadkach drogowych. Dane statystyczne nie są kompletne, ponieważ sytuacje, w których nie da się udowodnić samobójstwa, traktowane są jak wypadki (np. przedawkowanie leków), a także część śmiertelnych wypadków samochodowych ma prawdopodobnie podłoże samobójcze. Powodów, dlaczego tak się dzieje, jest wiele, ale o tym mogę pisać tylko w oparciu o własne wieloletnie obserwacje (badań nigdy w tym kierunku nie prowadziłam, więc można to potraktować tylko jako moją opinię). Myślę, że trzeba dobrze poznać Norwegię i Norwegów, żeby zrozumieć z jakimi problemami się borykają. Od dziecka najczęściej wymaga się tylko tego, by miały tak zwane dobre dzieciństwo – nie uczy się ich odpowiedzialności, obowiązków ani radzenia sobie z przeciwnościami. (To też jest bardzo skomplikowany temat, o którym trzeba byłoby napisać osobno, ale tym razem tylko o tym wspomnę.) Nagle, gdy kończy się szkoła, na młodych ludzi spada prawdziwe życie, z którym wielu sobie nie radzi. Problemem są specyficzne normy społeczne, które nieraz wręcz restrykcyjnie wymagają dostosowania się do nich, a ci, którzy tego nie robią, są po cichu, w białych rękawiczkach, wykluczani z normalnego społeczeństwa. Duże problemy mają z tym między innymi migranci spoza krajów skandynawskich, którzy często nie dostrzegają, że ich spontaniczność nie jest w Norwegii dobrze widziana. Dla większości Norwegów rozmowa z migrantem, który nie zna reguł, jak bezpiecznie rozmawiać czy jak kształtować relacje międzyludzkie w tym kraju, to wyjście ze strefy komfortu. A oni nie chcą z niej wychodzić i nic ich do tego nie zmusi. Bywa też, że sami Norwegowie, którzy są zbyt otwarci czy energiczni, mają z tego powodu problemy – jako dzieci posyłani są do psychologów, bo „nie są, jak inne dzieci”, a jako osoby dorosłe bywają postrzegani, jako lekko (lub poważniej) zaburzeni emocjonalnie. Kiedyś (to było jakieś 10 lat temu) mój znajomy profesor prowadził badania na temat tego, że norwescy nastolatkowie dużo łatwiej wyrażają swoje emocje w sieci niż w życiu codziennym, w którym okazywanie jakichkolwiek emocji (poza radością) jest źle widziane. Indywidualiści nie mają w Norwegii łatwego życia. Te wszystkie tłamszone emocje czasami muszą znaleźć ujście, a wtedy dzieją się rzeczy złe – między innymi przemoc wśród najbliższych, turystyka seksualna lub próby samobójcze. No i oczywiście nie bez znaczenia jest niedobór witaminy D, którego efekt sama kiedyś odczułam. Nikomu nie życzę. Na tak dramatyczne decyzje oczywiście składa się o wiele więcej przyczyn, ja wymieniłam tylko kilka z nich. Generalnie depresja i samobójstwa są traktowane w Norwegii bardzo poważnie, jako jedne z największych problemów społecznych. Z drugiej strony drogi w Norwegii są tak bezpieczne, a kierowcy jeżdżą tak ostrożnie, że niewiele osób traci życie w wypadkach samochodowych.

Jej, trochę dramatycznie wyszedł mi ten wpis. Wcale nie o tym miało być, ale jakoś tak samo wyszło. Ale ja mam tak często – jak zaczynam pisać, to nie mam bladego pojęcia jak skończy się moje opowiadanie czy powieść. Daję się ponieść myśli, którą automatycznie przelewam na papier czy monitor komputera, a potem właśnie wychodzą mi takie wpisy 🙂

Trzymajcie się, kochani i magazynujcie dużo witaminy D na następną zimę 🙂