A zimy/wiosny miało być tak pięknie, jak zwykle – zero przeziębienia, kaszlu czy kataru. Niestety, nie tym razem. Ale od początku.
Z założenia nie choruję – cała okolica może ulec epidemii grypy, (parafrazując jeden z moich ulubionych filmów) mieć gila po pas i smażyć sobie jajka na rozpalonych czołach, a ja nic. No, zupełnie nic. Gorączki dostaję niemal wyłącznie przy anginie, ale wtedy od razu skacze mi do 40 stopni. Na szczęście anginę miałam może kilka razy w życiu (w tym raz w Norwegii). Mam czasami jednodniowe infekcje, które pojawiają się i znikają, bez większych szkód, dając mi pretekst do krótkiego poleniuchowania w domu. Tym razem jednak infekcja zaskoczyła mnie jak partyzant nocą w gęstym lesie. Zaczęło się od niewinnego drapania w gardle, potem prawie straciłam głos, ale za to zyskałam kaktusa w przełyku. Wzięłam sobie trzy dni zwolnienia na żądanie, zwanego tutaj egenmelding, i myślałam, że do weekendu będzie ok. Tyle, że w weekend było jeszcze gorzej. Wreszcie wylądowałam u lekarza, który wysłał mnie na jeszcze jeden tydzień zwolnienia. Tydzień powoli zbliża się ku końcowi, a ja jakoś nie zdrowieję. Kicha, mówię wam, kicha straszliwa. Nie znoszę być chora :/
Nie mogę jednak tak całkowicie narzekać, bo po raz pierwszy od lat obejrzałam filmy nominowane do Oskarów jeszcze przed wręczeniem nagród. I co ciekawe, do tej pory nie widziałam Zimnej wojny. Sama się sobie dziwię. A dlaczego to dla mnie takie ważne, że aż o tym piszę? Dlatego, że zarówno książki, jak i filmy stanowią dla mnie bardzo, ale to bardzo ważną część mojego życia. Jeszcze za czasów studiów magisterskich chciałam wziąć sobie filmoznawstwo jako drugi kierunek, ale z powodów finansowych musiałam sobie odpuścić. Wracając jednak do filmów, to ostatnie trzy tygodnie uważam za całkiem udane pod względem filmowym.
Najpierw Roma – obejrzałam ją dopiero za trzecim podejściem, bo przyznaję, że przydługa czołówka mnie zniechęcała. Teraz uważam, że to po prostu nie były właściwe dni na obejrzenie tego filmu, gdy trafiłam na właściwy dzień i nastrój, obejrzałam go w całości bardzo skupiona i na historii, i na zdjęciach. Początkowo czułam się trochę znudzona, ale powoli film zaczynał mnie wciągać aż doszedł do sceny na plaży, będącej jakby ukoronowaniem całości, po której uznałam, że film jest faktycznie świetny. Co ciekawe, to film bardzo feministyczny – pokazuje subtelnie wsparcie jakie okazały sobie dwie kobiety w bardzo trudnych dla siebie sytuacjach życiowych. Zdjęcia mnie jednak nie zachwyciły. Oczywiście, były bardzo dobre, ale nie przemówiły do mnie aż tak bardzo, jak mogłabym się tego spodziewać po filmie czarno-białym. Zdecydowanie Romę należy obejrzeć i zdecydowanie należy jej się Oskar, bo to film niezwykły, snujący opowieść w bardzo wyważony sposób, bez łatwego grania na emocjach widzów
Potem była Faworyta. Film jakże odmienny od Romy – pełen emocji, uczuć, intryg i przegranych. Świetna Olivia Colman i partnerująca jej cudowna Rachel Weisz. Olivii Colman daleko do filmowych piękności, ale może właśnie to czyni ją bardziej prawdziwą. Pierwszy raz Olivia zwróciła moja uwagę w serialu kryminalnym Broadchurch, gdzie grała policyjną detektyw. Wiecie, to jest takie fajne uczucie, kiedy patrzę jak ktoś dzięki swojemu talentowi i ciężkiej pracy przechodzi od roli w serialu telewizyjnym do Oskara za najlepszą rolę pierwszoplanową. Faworytę warto obejrzeć przede wszystkim ze względu na świetny duet jaki tworzą Olivia i Rachel. Trzecią ważną rolę gra Emma Stone, która też jest bardzo dobrą aktorką, ale przy Olivii i Rachel schodzi na dalszy plan.
Bohemian Rhapsody to film niezwykły, głównie ze względu na cudowna muzykę, ale też na historię początków The Queen. Jednak rozczarował mnie trochę, bo odniosłam wrażenie, że w dużej mierze był taką pożegnalną laurką dla Freddiego. Po wielu sprawach tylko się prześlizgnął, by jak najszybciej od nich uciec w bezpieczniejsze rejony. I oczywiście Rami Malek, aktor o niezwykłym talencie, który dla mnie chyba na zawsze pozostanie Mr. Robotem (serial o hakerze). Bardzo dobrze zagrał Freddiego, ale zaraz po filmie obejrzałam koncert The Queen z Live Aid i czar prysł – Malek w filmie był tylko bladym odbiciem prawdziwego Freddiego. Co nie znaczy wcale, że ktokolwiek inny mógłby lepiej zagrać Mercurego. Freddie był jedyny w swoim ekscentrycznym rodzaju. Myślę, że pomimo wszystko Malek podołał roli i należał mu się Oskar.
Green Book to opowieść o niezwykłej przyjaźni i o amerykańskim rasizmie – o tym, że na dobrą sprawę w tamtych czasach (a może i wciąż) USA podzielone było na rasistowską południową część, relikt z czasów plantatorów i bardziej liberalną część północną. Dla mnie jednak to była przede wszystkim opowieść o zmarnowaniu niezwykłego talentu, który nie mógł się rozwijać tylko ze względu na kolor skóry. To mnie zawsze najbardziej wkurza, gdy marnotrawiony jest geniusz i to z jakiego powodu? Z powodu „niewłaściwego” koloru skóry, pochodzenia czy „niewłaściwej” płci. Kto wie czy gdyby nie durne uprzedzenia, to może dzisiaj już sadzilibyśmy buraki na Marsie, a wszelkie choroby i zanieczyszczenia środowiska to byłby tylko koszmar przeszłości lub nigdy by nie zaistniał? Może gdyby kobiety mogły poświęcić się nauce na równych prawach z mężczyznami od czasów starożytnych, to bylibyśmy w zupełnie innym punkcie naszej historii? Może gdyby utalentowane dzieci mogły chodzić do szkoły czy na studia zamiast pracować na plantacjach bawełny czy w kopalniach, to już od dawna używalibyśmy czystej energii? Kto wie, może jeden z zagazowanych w Auschwitz żydowskich uczonych był o włos od wynalezienia szczepionki na raka? Często nachodzą mnie tego rodzaju myśli i dlatego Green Book przemówił do mnie w szczególny sposób. Nie jestem jednak pewna czy kreacja stworzona przez Mahershala Alego zasługiwała na Oskara, zwłaszcza, że oglądam go obecnie także jako głównego bohatera w trzecim sezonie True Detective i uważam, że postać, jaką tam stworzył jest bez porównania bardziej wymagająca niż Don Shirley w Green Book. Niemniej, nie mnie oceniać.
I na końcu Czarna Pantera, która jest świetnym kinem akcji z Universum Marvela. Dobrze się to ogląda i słucha (Oskary za muzykę, scenografię i kostiumy). Dużo ciekawych wątków o zdradzie, lojalności, honorze, ale dla mnie najlepsze było to, że państwo afrykańskie okazało się najbardziej zaawansowane technologicznie na świecie. Całuj się w nos zarozumiała „biała” półkulo północna 🙂 Czarna Pantera to fantastyczny film akcji, który bardzo przyjemne się ogląda w sobotnie wieczory.
To ode mnie tyle na dzisiaj. Mam nadzieję, że zachęciłam was do obejrzenia chociażby niektórych wspomnianych przeze mnie powyżej filmów 🙂 Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu! Mara