No i tak – miałam pisać częściej, a wyszło jak zwykle :/ Próbowałam w tym czasie między innymi nie dać się sponiewierać do reszty różnym chorobom (nie było w tym Covidu-19) i reanimować moją firmę. Wybaczcie, ale nie miałam zupełnie serca do pisania. Dopiero niedawno zaczęłam wychodzić na prostą. Tak więc jestem z powrotem.
W Norwegii pandemia umiera śmiercią naturalną, jednak podejrzewam, że po wakacjach krzywa zakażeń skoczy wyraźnie do góry. I to nie dlatego, że Norwegowie uwielbiają podróżować (w tym roku wprowadzono tak zwane „norweskie ferie” czyli zalecenie rządu, żeby urlopy spędzać w Norwegii ewentualnie w którymś z krajów skandynawskich – wyłączywszy Szwecję), ale dlatego, że mnóstwo Polaków mieszkających i pracujących w Norwegii jedzie na lato do Polski. A w Polsce do opanowania pandemii jeszcze droga daleka, więc prawdopodobnie spora część z nich wróci do Norwegii z koronawirusem. Ja w tym roku nie lecę do Polski, chociaż miałam (jak każdy) różne plany, zrezygnowałam z nich. Nie chcę niepotrzebnie narażać siebie, Połówka czy znajomych na zarażenie wirusem, który nie jest do końca zbadany i którego efekty działania nie są całkiem znane.
Zgodnie z zaleceniami norweskiego rządu (ha!) postanowiłam pojeździć po Norwegii i sfotografować, co mi się tam nawinie pod obiektyw 🙂 Miałam w planach Lofoty, ale musiałam je odwołać i zamiast tego wyskoczyłam na chwilę do nadmorskiego miasta, Ålesund, które leży w województwie Møre og Romsdal. W tym roku spadło dużo śniegu, który topił się dosyć wolno z uwagi na chłodną wiosnę, toteż wodospady i progi wodne po drodze przedstawiały się bardzo imponująco. A trzeba wam wiedzieć, że od lat kocham miłością wielką wszelkie wodospady 🙂
Samo Ålesund wydało nam się całkiem miłym miasteczkiem, jak na Norwegię całkiem sporym. Włóczyliśmy się po jego uliczkach przez kilka godzin, pomimo 8 stopni i silnego północnego wiatru. Po powrocie na camping przez pół godziny leżałam w ubraniach w śpiworze, żeby się rozgrzać 🙂
A potem dużym kołem przez Voldę, Stryn i Lom wracaliśmy do domu. Na szczęście tego dnia pogoda była piękna, a słońce mocno przygrzewało. Niestety mój kręgosłup i moja głowa miały dosyć siedzenia przez wiele godzin w samochodzie, więc drogę powrotną przetrwałam nafaszerowana Ibuprofenem 🙁
Mam nadzieję, że ta wycieczka nie była moją ostatnią tego lata i jeszcze uda mi się pojechać w jakieś malownicze miejsca.
Pozdrawiam serdecznie i do następnego razu!