Dzisiaj jest niedziela wielkanocna i jak zwykle, nie świętujemy 🙂 Jest szaro, mokro, śnieg ciągle się nie stopił, wilgoć przenika do kości, a na dodatek dzisiaj jest pierwszy dzień czasu letniego, co oznacza, że dzień mi się skrócił o godzinę (a raczej poranek). No więc dzisiaj obrażam się na cały świat i nie robię kompletnie nic (taaa, ciekawe, jak długo wytrzymam).
Równo tydzień temu wróciłam z Polski, z tygodniowego urlopu. Jak zwykle, bliskie mi osoby dały mi zastrzyk pozytywnej energii i to było super. Mniej super było to, że w sumie powodem tego wiosennego urlopu były wizyty u neurochirurgów, ponieważ z moimi bólami głowy nie dało się już funkcjonować. Norweska służba zdrowia już dawno wypięła się na moje problemy zdrowotne, toteż szukałam pomocy gdzie indziej. Efektem moich spotkań z lekarzami jest wiszące nade mną widmo operacji na kręgosłupie i wstawienie implantu. Dostałam pół roku na wykonanie różnych działań (głównie fizjoterapii), dzięki którym być może uniknę operacji. Pół roku jednak to bardzo krótki okres, a jeżeli chodzi o norweskie działania w tym kierunku i czas oczekiwania, to może się okazać, że za te pół roku dopiero dostanę się do fizjoterapeuty. Ja jednak nie lubię czekać bezczynnie, więc już zaczęłam działać i zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Pobyt w Polsce zaowocował także (częściowo w sensie dosłownym) zdjęciami martwych natur. W Polsce owoce i kwiaty są o wiele tańsze niż w Norwegii, więc postanowiłam wykorzystać okazję i sfocić trochę szeroko pojętych dóbr konsumpcyjnych w celach artystycznych. Zwłaszcza, że w maju szykuje mi się wystawa u mojej wspaniałej Judyty w Judith Galleri og Atelier na wyspie Haramsøy, w okolicach Ålesund. Tutaj macie małą próbkę tego, co mi sie sfociło 🙂
Fotografowanie martwej natury sprawia mi wielką przyjemność, przy której się odprężam. Gorsza jest później obróbka tych zdjęć, bo wtedy spędzam wiele godzin przy komputerze, na co protestuje mój kręgosłup. Ech, życie… Miedziany czajniczek, zachachmęcony podstępnie własnej siostrze, idealnie sprawdza się w fotografii 🙂
Co do wystaw, to jedno z moich zdjęć znalazło się (ponownie) na festiwalu fotografii czarno-białej w Atenach (tych w Grecji 😉 ), a w kwietniu mój cykl zdjęć o pięknie niedoskonałości zostanie wystawiony wraz z wieloma innymi świetnymi zdjęciami, w Toruniu w Centrum Sztuki Współczesnej. Kto będzie w pobliżu, to zapraszam do obejrzenia zdjęć, chociaż ja sama (jak zwykle) nie będę obecna. Chciałabym, żeby kiedyś udało mi się dotrzeć na chociaż jeden wernisaż zagranicznej wystawy z udziałem moich zdjęć. Może kiedyś…
Ze spraw bardziej domowych, to próbujemy odchudzić Enza. Na razie kiepsko nam idzie. Enzo uważa, że skoro człowiek pojawia się w kuchni, to na pewno po to, żeby dać mu jeść. Enzo utrzymuje też, że nigdy w życiu nie jadł, a to, co ma na sobie, to puchlina głodowa. Gorzej, bo Mika, wcześniej mająca do pożywienia stosunek ambiwalentny, przejęła jego zwyczaje i też chce jeść. W trybie ciągłym. Jednym słowem, w domu panuje koci terror.
Na dzisiaj to byłoby chyba na tyle. Wracam do obrażania się na ten szary, mokry i zimny świat. Trzymajcie się!